Kwiecień 2016. Mała grecka wieś przy granicy z Macedonią – Idomeni. Od setek podobnych miejscowości na pograniczu nie różni się niczym, ale to tu linia kolejowa o strategicznym dla Grecji znaczeniu, łącząca Ateny z resztą Europy stała się szlakiem do ziemi obiecanej dla tysięcy ludzi wędrujących z Bliskiego Wschodu. Strumień ludzi zablokowały w końcu macedońskie władze zagradzając przejście graniczne wysokim płotem i drutem kolczastym.
Na miejscu szybko wytworzył się zator, ludzie ciągle napływali, ale nie mieli już dokąd iść. W ciągu kilku dni utworzył się nieoficjalny obóz uchodźców. Na miejsce zjechały duże organizacje pomocowe jak Lekarze bez Granic czy Save The Children. Przedstawicielstwo otworzyła agenda ONZ do spraw uchodźców (UNHCR). Pracę zaczęli wolontariusze i pracownicy humanitarni.
W obozie uchodźców kolejka to codzienność. Po jedzenie, po buty, po specjalne papki dla niemowląt, po ubrania, do wody, do szkoły, do lekarza. Kolejka po uzyskanie półrocznego oficjalnego azylu na greckiej ziemi jest największa. Tak wielka iż system, który obsługiwany jest przez dwójkę prawników przy użyciu skype’a w Salonikach praktycznie nie działa i ludzie nawet jeśli chcą mieć oficjalne papiery czasowego pobytu w Grecji nie są w stanie ich uzyskać. System nie działa bo chętnych jest za dużo a obsługujących za mało, bo łącza nie wytrzymują, bo biuro jest za małe, bo języków którymi posługują się mieszkańcy Camp Idomeni też jest wiele i potrzeba tłumaczy; najlepiej jak najwięcej jednego dnia bo po Syryjczyku zadzwoni Pakistańczyk, następny będzie mieszkaniec Ghany albo Bangladeszu.
Częstą przyczyną interwencji lekarskich w Idomeni są zatrucia dróg oddechowych wśród dzieci. Wszystko dlatego, że brakuje drewna na opał i używa się tego co aktualnie jest pod ręką. Plastikowych butelek, starych ubrań, pluszowych zabawek, kawałków opon. Wśród białego dymu i smrodu gotuje się wodę i posiłki.
Sytuacja powyżej. Normalnie w takich okolicznościach ustawia się ludzi w kolejce, wyznacza “strażników” którzy będą pilnować porządku, tworzy strefy dojścia ograniczone taśmami tak aby każdy sprawiedliwie, bez przepychanek i krzyków mógł otrzymać swój przydział. Niestety nie wszystkie organizacje pomocowe “myślą”. Facet, który zawiadywał tą akcją postanowił po prostu wjechać TIR-em na pole, otworzyć budę i rozdawać papkę dla dzieci. Skończyło się olbrzymim harmidrem, zmarnowaniem dużej ilości jedzenia i porozwalaniem wszystkiego po polu. Sytuacje udało się jako tako ogarnąć dopiero bo odjeździe ciężarówki. Dzięki pomocy dzieciaków z pobliskiej szkoły względnie sprawnie udało się wyzbierać resztę dobrej żywności, uporządkować śmieci i teren.
Like this:
Like Loading...